Don't Starve Wiki
Advertisement

Gdy nastał ranek Wilson i Wigfrid wyruszyli w stronę wejścia do jaskiń. Po drodze minęli stado niebieskich kóz o dziwnych rogach. Chwilę przed dojściem na miejsce Wilson zauważył też kościsty kopiec, wokół którego biegały psy gończe.

- Nie wiedziałem, że to stworzenia terytorialne. - powiedział

- Z reguły rzeczywiście są przyzywane przez Maxwella i pędzone przez całą wyspę żeby znaleźć i zabić ofiarę, ale czasem zdarzają się takie kopce. - wyjaśniła Wigfrid

- Ile już jesteś?

- Kilka lat. Zgaduję, że wy jesteście tu jakoś od roku.

- Trochę krócej

Po tej krótkiej wymianie zdań szli dalej w milczeniu. Po kilku minutach gdy doszli do zapadliska Wilson stwierdził, że jest to to samo, którym schodzili, więc objął prowadzenie. Gdy dochodzili do obozu było już sporo po południu i słońce chyliło się gu zachodowi. Starszego brata (i Wigfrid) Willow zobaczyła już z daleka i wybiegła im na spotkanie. Później wszyscy się poznali z Wigfrid, która od pierwszego wejrzenia znienawidziła WX'a i zalecającego się do niej Wolfganga. W zamieszaniu Wilson nie znalazł Wendy i poszedł jej szukać. Oczywiście nikt tego nie zauważył i naukowiec nie został ostrzeżony o chumorach dziewczynki. Znalazł ją na jednym z wysuniętych w morze klifów nieopodal ich obozu. Blondynka stała kilka metrów od krawędzi ze skrzywanymi rękami odwrócona plecami do naukowca. 

- Gdybym był na przykład mermem dawno bym cię już zrzucił. Cześć Wendy - powiedział

Dziewczynka odwróciła się do niego. Jedyne co zobaczył zanim rzuciła mu się w ramiona to łzy. Mnóstwo łez.

- Co się stało Wendy? Dlaczego płaczesz. Przecież wszyscy znowu jesteśmy razem. Abigail też lata po obozie. Powinnaś się cieszyć. Wendy, Wendy halo. Powiedz dlaczego płaczesz a razem wypędzimy smutki z twego serca.

- Ja... ja nie powinnam dalej żyć. Ja jestem dla was ciężarem. A co jeśli skończę jak oni? Co jeśli ,,oni'' mi też to zrobią? Ja nie chce się taka stać. Nie chcę chcieć was skrzywdzić. - wyrzuciła to z siebie załamanym głosem, a potem odsunęła się od Wilsona i patrzyła na niego szklistymi oczami.

- Wendy daj spokój. Nie będziesz chciała nas zabić. Nie staniesz się taka, cokolwiek to ma oznaczać. 

- Nic nie rozumiesz. Moja rodzina jest podatna na ,,ich" sztuczki. Mój ojciec im uległ, Abigail prawie im uległa... i ja też. Gdyby nie ona już dawno próbowałabym was zabić.

- Czekaj. Kto jest twoim ojcem?

- William Carter

- Kto?

- Maxwell. - po tych słowach Wendy znowu zaczęła płakać i mijając naukowca pobiegła w stronę obozu. Wilson został sam spoglądając na zachodzące słońce i nie mogąc uwierzyć w to co przed chwilą usłyszał.

Advertisement