Don't Starve Wiki
Advertisement

Tak, znowu piszę, i tym razem nie bedzie to szmira. Obiecuję.

Artemis Kowl - geniusz nauki    (Część 1)[]

Witajcie! Nazywam się Artemis Kowl. Będę wam opisywał i przekazywał dotychczasowe wiadomości z otoczenia. Ale zacznijmy od początku: ciężko to było wytłumaczyć, ale zapewno to był błąd mojej maszyny (co za bardzo mnie nie cieszy) która miała za zadanie zachowywać się jak teleport, ale wyszło z tego rozszalała bestia, która strzelała laserami. W końcu i mnie jeden trafił. Masz ci los. Przeniosło mnie do jakiegoś innego świata (już wiem że przypadkowa dziwna 2 w kodzie linijek nie wróżyła nic dobrego) usianego gdzie niegdzie krzaczkami, drzewami i... człowiekiem? Tak stał przedemną człowiek wysoki, ze szczupłą twarzą. Zbyt długie ręce i nogi dawały mu tajemniczy wygląd. Przemówił nim zdążyłem pisnąć:

- Witaj Artemisie! Po twojej wiedzy, sądze że wiesz dokąd trafiłeś? Ale nie czas na pogawędki. Zbierz się, nim zajdzie słońce. Nie poczeka. Strzeż się ciemności. - Przemówił donośnym tonem nieznajomy, a potem dorzucił szeptem niewiadomo do kogo mówi:

- Obyś zdąrzył... Charlie ma już zamiary. - Po czym znikł w chmurze dymu.

Nielogiczne: człowiek nie znika. Chociaż moja maszyna to scince-fiction to... Jest całkiem możliwe. Hmm. Chyba po raz pierwszy wykonam polecenie obcego człowieka. Niewiarygodne. A jednak prawdziwe. Jednak muszę mu wieżyć, więc zbiorę się i wyruszę zbierać żywność. Muszę znaleźć drewno na ognisko. I jakieś patyki do rożna. Ech. Taka kariera załamana przez głupią dwójkę!

Jak ja wyglądam! O matko! Moja wełniana czerwona bluza całkiem się zabrudziła, a spodnie! Szkoda gadać! Niebieski zamienił się na czarny... Fuu! Co tak śmierdzi? Kupa? No nie! Musiałem na nią upaść. Przez to całe zamiesz... Dosyć gadania człowiczka. Pozwólcie, że się przedstawię: jestem Duch Van Chan. Będę się czasami wcinał (wiecie uwagi, śmiechy). Także pozolę wam obejrzeć bohatera: ma on zaciekły charakter o czym przekonali się wszyscy jego bliscy: podczas trwania prezentu (wspinaczki) nie dawał za wygraną i wlazł na sam szczyt. Jego brązowe oczy wszystko pilnie obserwują. Oprócz mnie oczywiście: jestem niewidzialny. Więc powróćmy do wspomnianego. ...anie nic nie poczułem! Super. Nie ma tu gdzieś rzeczki? Nic, ani śladu. Dobrze więc wyruszam. Na poszukiwanie domu i spokoju.





To było na tyle jak na razie. Ten pochyły tekst to mój takowy narrator-duch. Zgapiłem tylko imię bohatera. Więc co troche lepiej???!!

Advertisement