Don't Starve Wiki
Advertisement

Dziewczyna zaśmiewała się z widoku płonących mermów, które próbowały uciekać, podpalając swoje domy i pobliskie drzewa. Krzyczały w niebo głosy, a ich jęki wręcz przeszywały uszy. Wendy zamarł głos, jęki mermów przypomniały jej śmierć Abigail, gdy ona zalewała się płaczem, cierpiąc. Abigail to zauważyła i od razu zauważyła, o co chodzi, podleciała do podpalaczki, i wytrąciła jej zapalniczkę.

- Przestań! Nie widzisz co się z nią dzieje?!

- Spadaj, głupie latające prześcieradło, jestem zajęta! - Odpowiedziała, po czym zabrała zapalniczkę i wystrzeliła ogniem w stronę Abigail. Jako duch, nie mogła zostać zbytnio zraniona, lecz wystarczyło to, by zmieniła się w kwiat. Abigail była jedynym źródłem światła, a zapalniczka osłaniała jedynie podpalaczkę, Wendy to spostrzegła. Mimo paraliżujących wspomnień, uniosła się, chwiejąc na nogach, zauważając za dziewczyną świetliki, rzuciła się, by zabić choć jednego. Na szczęście udało jej się, przez co jej siostra wróciła. Jęków mermów już nie było słychać. Podpalaczka zaśmiała się szaleńczo, i przemówiła.

- Fajna siekiera... Ale wyglądała by lepiej PALĄC SIĘ! - I rzuciła się na Lucy, z zapalniczką w ręku.

- Willow! Co ty wyprawiasz! - Nadszedł jakiś mężczyzna, wołając do niej - Szukam cię pół dnia i znajduję cię na bagnach próbującą zabić jakichś ludzi!.

- Właściwie jestem duchem, nie da się mnie zabić... - wtrąciła Abigail.

- I co z tego? Czy to moja wina, że jestem piromanką?! Nie wybrałam sobie tej choroby i nigdy jej nie chciałam! Ale ty zawsze masz mi to za złe! Mam tego dość, żegnaj! - Wykrzyczała z łzami w oczach, i pobiegła w ciemność.

- Willow..! Wracaj! Nie to miałem na myśli...! - wołał za nią daremnie, lecz nie słyszała go.

Wendy podeszła do mężczyzny, i zapytała.

- Jak masz na imię? Jesteś jej przyjacielem?

Nie odpowiedział od razu, dopiero po krótkiej chwili odpowiedział.

- Jestem Wilson, a ona była moją towarzyszką podróży, niestety jest piromanką... Nigdy tak o tym nie myślałem... Nie wiedziałem, że sprawiam jej przykrość...

- Ja jestem Wendy, to moja siostra Abigail, a to siekiera Lucy.

- Lucy? Nazwałaś siekierę?

- Nieee, to dłuższa historia, lepiej znajdźmy bezpieczniejsze miejsce na przenocowanie, opowiem ci przy ognisku.

Tak więc zrobili, rozpalili ognisko i usiedli dookoła. Wendy opowiedziała mu o tym jak spotkała Lucy, co się stało z Woodiem i jak spotkały Willow. W końcu położyli się spać...

Ranek nadszedł w zaskakująco szybkim tempie. Wilson i Wendy wyruszyli w stronę, w którą pobiegła Willow. Po długiej wędrówce zauważyli pogryzione drzewo.

- Woodie! Musi być blisko, te ślady są jeszcze świeże! - zawołała Abigail.

I nie myliła się, kilka metrów dalej na ziemi leżał rudowłosy mężczyzna, pochylili się nad nim.

- Żyje, jest po prostu wyczerpany, ale niedługo się odwodni. Musimy dać mu coś do picia - rzekł Wilson.

W tym samym momencie z krzaków wyłoniła się dziewczyna, niosąc jagody i trochę miodu, na ciele widać było sporo użądleń. Spojrzawszy na Wilsona spytała szorstko

- A ty niby co tu robisz? Lepiej idź stąd, zanim znowu coś zepsujesz! - Po czym odepchnęła go, i zaczęła wycisnać sok z jagód. 

- Ymm, masz na imię Willow, prawda? - zapytała niepewnie Wendy

- Tak, jestem Willow, o czym pewnie wiesz od NIEGO.

- Tak, wiem to od Wilsona, ymm... Czy jesteś pewna, że nie powinnaś posmarować czymś tych użądleń? Nie wyglądają za dobrze.

- Co tam użądlenia, najpierw trzeba pomóc temu biedakowi - rzekła, po czym podała Woodiemu sok.

Efekt był natychmiastowy, zaczął się budzić. 

- Potrzebuje teraz trochę odpoczynku. A TY jeszcze tu jesteś?! Chyba wyraziłam się jasno, żebyś sobie poszedł!

- Willow... Nie chciałem... Na prawdę mi przykro, wybacz mi proszę... - prychnęła na to, dając znak, że jej to nie obchodzi. Wilson najwyraźniej zdał sobie sprawę, że już niczego nie zdziała, więc odszedł.

- Zobaczymy się w obozie, Wendy...

- Dobra, ja tu jeszcze zostanę przez chwilkę - odpowiedziała mu. Miała zamiar namówić Willow, by zrozumiała w jakiej Wilson jest sytuacji, i by mu wybaczyła.

Advertisement