Don't Starve Wiki
Advertisement

Willson rozpamiętywał zdarzenie z poranka już do wieczora.  Cały czas nie wiedział, po co przy ognisku stoją te dziwne mięsne kukły. Mężczyzna zapomniał o tym, gdy Charlotta przyniosła do ogniska najsmakowitsze kąski mięsa z bawoła. Brak jednego osobnika w stadzie zaniepokoił najprawdopodobniej jego pobratyńca, a ten przybył na miejsce "rytuału". Tam szybko, jednak boleśnie zginął z rąk tajemniczej kobiety. Najedzony Wilson zaczął rozmowę:

- A więc może mi teraz pani powiedzieć, co łączy panią z Maxwellem? A może zacznijmy lepiej od bliźniaczek?

- To moje największe skarby. Kocham je z całego serca. Mam nadzieję, że obie są całe i zdrowe. Jutro z samego rana, z panem, czy bez pana, idę ich szukać.

- To się rozumie! Pójdę z panią. Może teraz niech opowie pani o Maxwellu.

- A więc... -tu Charlie ucichła. Zobaczyła bowiem coś dziwnego. Jakby pomarańczowe światło migoczące w lesie. -POŻAR! - Krzyknęła -

Faktycznie pożar był. Jednak co go wywołało? Podpalacz bardzo szybko ukazał się oczą Wilsona i Charlotty. Jednak właśnie u Wilsona widok tego, a raczej tej, osobniczki wzbudził największe przerażenie.

- Willow! - Zakrzyknął po części zdruzgotany, a po części szczęśliwy mężczyzna -

Charlie przyglądała się przybyłej. Zastanowiło ją czemu meżczyzna lat ok. 23 lub 24 przytula nagrzaną płomieniami dziewczynę, która może nie mieć jeszcze lat 19. Zdziwienie kobiety było większe, gdy usłyszała delikatny, jak szum strumyka głos podpalaczki.

- Nie chciałam! Ja... po prostu musiałam. Oni mnie... gonili... Wilson... zabierz mnie stąd.


W tym samym czasie u Wendy i Abigail

Płomień ogniska nie był zbyt wielki, jednak ważne było, co działo się przy nim. Wataha psów ścigała na około niego biedną Wendy. Abigail atakowała je, jednak szybko padła, gdy jakaś świetlista kula, wystrzelona z różdżki szamana łowców, trafiła ją. Wendy prosiła i płakała. Jednak psy ją dopadły. Nie zrobiły jej nic. Przyciągnęły ją do swoich właścicieli. Szybko zapłonęły pochodnie i łowcy weszli z dziewczynką w mrok. Jeszcze długo słychać było krzyk skierowany do leżącego przy ognisku kwiatu:

- Abigail pomocy! Nie poradzę sobię bez ciebię! Proszę! Zostawcie mnie! Proszę! Nie! Ja chce! - krzyk zamieniał się powoli w płacz i szlochy - Abigail! Mama cię znajdzie! Niech cię tata naprawi! Abigail!


Poprzedni rozdział                                                                                                                    Następny

Advertisement