Don't Starve Wiki
Advertisement

Oto moja wizja skąd Wigfrid wzięła się w świecie Don't Starve. Widziałem, że prawie nie ma tego na wiki (a jak jest, to jest słabe), więc nie ma sensu tego wstrzymywać:


Był rok 1907. Wigfrid, wesoła dziewczynka o rudych włosach i uroczych piegach na twarzy, wstała tego dnia bardzo wesoła. Odważyła się bowiem umówić na rozmowę z dyrektorem teatru o rolę w spektaklu. Wigfrid kochała grać. Jako 7-latka była już gwiazdą szkolnych przedstawień, a gdy miała 10, wygrała ogólnokrajowy konkurs recytatorski. To miał być jej pierwszy poważny występ. Wymarzyła sobię rolę skandynawskiej wojowniczki. Miała już nawet gotowe rekwizyty: prawdziwy hełm i włócznia bitewna od Wójka, Norwedzkiego historyka. Wyjaśnił jej wszystko na temat tego sprzętu, także budowę.

Dziewczynka przybyła na spotkanie punktualnie. Była podekscytowana. Gdy weszła do teatru, pierwsze co rzuciło jej się w oczy, to piękna scenografia. Ogromny kartonowy drakkar z podestem dla aktorów, ruchome morskie fale. Reżyser już na nią czekał. Widać było znudzenie na jego twarzy, ale Wigfrid to nie obchodziło. Marzyła już o sławie i staniu na scenie.

- Dzień dobry! - powiedział reżyser w pośpiechu - Zaprezentuj mi co umiesz, byle szybko, bo jestem uwówiony za pół godziny.

- WItam! - Wigfrid przywitała się z radością, założyła przykrywający prawie całą twarz, ciężki hełm i zaczęła grać tak dobrze, jak tylko umiała, a może nawet lepiej. Świetnie wypowiadała kwestie, miała doskonała mimikę oraz doskonale wcielała się w rolę. Potrafiła nawet mówić z akcentem prawdziwych wikingów. Tak przynajmniej powiedziałby każdy przeciętny człowiek, ale niestety nie pan reżyser. Patrzył na nią przeszywającym wzrokiem i czekał na pomyłkę.

Aktorka skończyła prezentację umiejętności i czekała na werdykt. Kilka słów jednego człowieka miało zdecydować o całej reszcie jej kariery. Reżyser jednak siedział cicho i myślał. Po pewnym czasie wstał i zwrócił się do dziewczynki:

- Bardzo ładne przedstawienie! Niestety jednak nie Ciebie szuka nasz teatr. Twój styl nie pasuje do mojego zamysłu. Żegnam panią! Życzę powodzenia następnym razem. - Mówiąc to bardzo trudno było mu powstrzymać się od uśmiechu. Wigfrid wybiegła z budynku ze łzami w oczach. Biegła ulicą i zastanawiała się co poszło źle. Zwolniła tępa. Myślała nad swoim występem. Zapomniała nawet o zdjęciu rekwizytów.

Wtem zatrzymała się. Zobaczyła zabity deskami buynek i przyblakły napis "Great Maxwell's Theatre". Nie mogła się powstrzymać. Z łatwością dostała się do środka. Jej oczom ukazała się duża, słabo oświetlona sala, a za nią scena. Fotele były poszarpane, scenografia rozrzucona i zniszczona, a śmieci walały się po podłodze. Za kulisami znalazła wiele ciekawych przedmiotów. Od razu wzięła się do roboty. Postawiła scenografię, zgarnęła śmieci i przygotowała scenę. Udało jej się także uruchomić stary reflektor. Jej aktorska dusza kazała jej zagrać przedstawienie tu i teraz, bez względu na brak publiczności.

Odgrywała swoją rolę jeszcze lepiej niż poprzednio. Akcent brzmiał lepiej, a gesty były bardziej wyraziste. Wtem zobaczyła coś niepokojącego. Z foteli lała się pewna czarna ciecz. Przetarła oczy, bo sądziła, że reflektor ją oślepił. Niestety ciecz nie znikała. Zamilkła. Zaczęła słyszeć szepty. Była przerażona. Nagle zza kulis wypełzła wielka czarna ręka i zmierzała w jej stronę. Zaczęła ciągnąć ją w kierunku poszarpanej, otwartej księgi. Wigfrid zdołała zobaczyć napis "...ex Umbra". Była tak przerażona, że nie mogła nawet pomyśleć o niczym sensownym. W ostatnich momentach jej psychika zaczęła płatać jej figle i jedynym sposobem, żeby nie oszaleć całkowicie, było wmówienie sobie, że to wciąż element przedstawienia...


Nie wiem czy Wam się to spodoba. Wiele osób może mieć inny pomysł. Zachęcam do pisania komentarzy i liczę, że każda krytyka jak i pochwała będzie uzasadniona.

Advertisement