Don't Starve Wiki
(Wpis na blogu utworzony lub zaktualizowany.)
 
(Wpis na blogu utworzony lub zaktualizowany.)
 
Linia 1: Linia 1:
<p align="center" class="MsoNormal" style="text-align:center">'''<span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt;mso-bidi-font-family: Arial">Don’t Starve
+
<p align="center" class="MsoNormal" style="text-align:center">'''<span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt;mso-bidi-font-family: Arial">Don’t Starve</span>'''</p>
</span>'''</p>
 
   
<p align="center" class="MsoNormal" style="text-align:center">''Kronika dżentelmenów
+
<p align="center" class="MsoNormal" style="text-align:center">''Kronika dżentelmenów''</p>
''</p>
 
   
<p align="center" class="MsoNormal" style="text-align:center">'''Cz.3
+
<p align="center" class="MsoNormal" style="text-align:center">'''Cz.3'''</p>
'''</p>
 
   
<p class="MsoNormal" style="text-align:center;">'''<span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt;mso-bidi-font-family: Arial"> </span>''''''<span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt;mso-bidi-font-family: Arial">„Wściekły las”</span>'''</p>
+
<p class="MsoNormal" style="text-align:center;">'''<span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt;mso-bidi-font-family: Arial">„Wściekły las”</span>'''</p>
   
 
<p align="center" class="MsoNormal" style="text-align:center">'''<span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt;mso-bidi-font-family: Arial"> </span>'''</p>
 
<p align="center" class="MsoNormal" style="text-align:center">'''<span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt;mso-bidi-font-family: Arial"> </span>'''</p>
   
<p class="MsoNormal">'''<span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt;mso-bidi-font-family:Arial">            </span>'''<span style="font-size: 12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt;mso-bidi-font-family:Arial">-Co ty tam takiego znów tworzysz?- zapytał Woodie, z niemałym zaciekawieniem patrząc na fantazyjną machinę budowaną przez młodego naukowca.
+
<p class="MsoNormal">'''<span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt;mso-bidi-font-family:Arial">            </span>'''<span style="font-size: 12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt;mso-bidi-font-family:Arial">-Co ty tam takiego znów tworzysz?- zapytał Woodie, z niemałym zaciekawieniem patrząc na fantazyjną machinę budowaną przez młodego naukowca. </span></p>
</span></p>
 
   
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">-To, mój drogi, hmm… można by to nazwać… „deszczomierzem”.
+
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">-To, mój drogi, hmm… można by to nazwać… „deszczomierzem”. </span></p>
</span></p>
 
   
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">-„Deszczomierz”…- drwal próbował nowe słowo.
+
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">-„Deszczomierz”…- drwal próbował nowe słowo. </span></p>
</span></p>
 
   
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">-Zauważyłem, że tutejsze zjawiska mają ciekawe właściwości.- Wilson postanowił nakreślić całą sprawę przyjacielowi.- Otóż zazwyczaj można mniej lub bardziej dokładnie przewidzieć, kiedy nastąpią. Nazwałbym to magią, ale nie zwykłem wierzyć w takie bzdury. Ten sprytny wynalazek.- Nieskromnie kontynuował Wilson. –Bazując na próbkach pobieranych z powietrza i otoczenia, pozwoli nam określić, kiedy nastąpią kolejne opady deszczu. Powinno to działać analogicznie w czasie zimy.
+
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">-Zauważyłem, że tutejsze zjawiska mają ciekawe właściwości.- Wilson postanowił nakreślić całą sprawę przyjacielowi.- Otóż zazwyczaj można mniej lub bardziej dokładnie przewidzieć, kiedy nastąpią. Nazwałbym to magią, ale nie zwykłem wierzyć w takie bzdury. Ten sprytny wynalazek.- Nieskromnie kontynuował Wilson. –Bazując na próbkach pobieranych z powietrza i otoczenia, pozwoli nam określić, kiedy nastąpią kolejne opady deszczu. Powinno to działać analogicznie w czasie zimy. </span></p>
</span></p>
 
   
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">–Niech ci będzie.- machnął dłonią Woodie, szczerze mówiąc i tak niewiele z tego rozumiejąc, i obrócił się na drugi bok, wtulając głowę trawiasty śpiwór. Wciąż miewał chwilę słabości po przebytym ataku potwora.
+
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">–Niech ci będzie.- machnął dłonią Woodie, szczerze mówiąc i tak niewiele z tego rozumiejąc, i obrócił się na drugi bok, wtulając głowę trawiasty śpiwór. Wciąż miewał chwilę słabości po przebytym ataku potwora. </span></p>
</span></p>
 
   
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">            Minęło trochę czasu od momentu, w którym dwójka dżentelmenów ratowała się ucieczką ze zniszczonego przez zimowego giganta obozu. Noce spędzali przy prymitywnych ogniskach, rozpalanych wszystkim, co udało im się zdobyć. Albo raczej, co udało się zdobyć Wilsonowi, ponieważ Woodie nie był zbyt zdolny do walki i pracy- cały obolały, ledwo mógł samodzielnie chodzić, a gdy już musiał gdzieś iść, natychmiast był w złym humorze. Parę razy na ich drodze napotkali nierozwinięte jeszcze pajęcze gniazda. Wtedy to Wilson brał sprawy w swoje ręce, i zostawiając przyjaciela w bezpiecznym miejscu przy cieple ogniska, za pomocą pułapek wyłapywał młode pająki, aby z ich gruczołów wytworzyć maść, idealnie nadającą się na ukojenie bólu i gojenie ran. Raz udało mu się nawet wypatrzyć gniazdo pszczół, które zniszczył, zdobywając miód o równie niezwykłych właściwościach leczniczych (przypłacając to jednak pożądlonym tyłkiem…). W ten oto sposób bohaterowie na nowo odnajdowali się w surowym świecie, a dzielny drwal Woodie wracał do pełni sił i dawnej formy.
+
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">            Minęło trochę czasu od momentu, w którym dwójka dżentelmenów ratowała się ucieczką ze zniszczonego przez zimowego giganta obozu. Noce spędzali przy prymitywnych ogniskach, rozpalanych wszystkim, co udało im się zdobyć. Albo raczej, co udało się zdobyć Wilsonowi, ponieważ Woodie nie był zbyt zdolny do walki i pracy- cały obolały, ledwo mógł samodzielnie chodzić, a gdy już musiał gdzieś iść, natychmiast był w złym humorze. Parę razy na ich drodze napotkali nierozwinięte jeszcze pajęcze gniazda. Wtedy to Wilson brał sprawy w swoje ręce, i zostawiając przyjaciela w bezpiecznym miejscu przy cieple ogniska, za pomocą pułapek wyłapywał młode pająki, aby z ich gruczołów wytworzyć maść, idealnie nadającą się na ukojenie bólu i gojenie ran. Raz udało mu się nawet wypatrzyć gniazdo pszczół, które zniszczył, zdobywając miód o równie niezwykłych właściwościach leczniczych (przypłacając to jednak pożądlonym tyłkiem…). W ten oto sposób bohaterowie na nowo odnajdowali się w surowym świecie, a dzielny drwal Woodie wracał do pełni sił i dawnej formy. </span></p>
</span></p>
 
   
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">            Ale pewnego wieczora dżentelmeni znów wpadli w kłopoty. Woodie był tego dnia niespokojny- calutki dzień spędził w śpiworze, wpatrując się w liściaste drzewa naokoło ich ogniska, bo, jak zwierzył się Wilsonowi, „jedno z nich pokazało mi język”. Młody naukowiec obawiał się, że to halucynacje, skutki uboczne ich gruczołowo- miodnej kuracji. Gdy słońce już zaszło, drwal nagle wstał z posłania, chwycił odpoczywającą na pieńku Lucy i ruszył w stronę najbliższego z nich.
+
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">            Ale pewnego wieczora dżentelmeni znów wpadli w kłopoty. Woodie był tego dnia niespokojny- calutki dzień spędził w śpiworze, wpatrując się w liściaste drzewa naokoło ich ogniska, bo, jak zwierzył się Wilsonowi, „jedno z nich pokazało mi język”. Młody naukowiec obawiał się, że to halucynacje, skutki uboczne ich gruczołowo- miodnej kuracji. Gdy słońce już zaszło, drwal nagle wstał z posłania, chwycił odpoczywającą na pieńku Lucy i ruszył w stronę najbliższego z nich. </span></p>
</span></p>
 
   
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">-Hej! Woodie! A ciebie gdzie niesie?!- zakrzyknął Wilson.
+
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">-Hej! Woodie! A ciebie gdzie niesie?!- zakrzyknął Wilson. </span></p>
</span></p>
 
   
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">-Zaraz wracam, tylko coś załatwię.- powiedział z gniewem w głosie.
+
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">-Zaraz wracam, tylko coś załatwię.- powiedział z gniewem w głosie. </span></p>
</span></p>
 
   
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">Podszedł do sporego liściastego drzewa i zamachnął się raz, potem drugi, i trzeci. Słychać było głuche łupanie, a w blasku ognia trzęsła się korona drzewa.
+
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">Podszedł do sporego liściastego drzewa i zamachnął się raz, potem drugi, i trzeci. Słychać było głuche łupanie, a w blasku ognia trzęsła się korona drzewa. </span></p>
</span></p>
 
   
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">-Ty stary…durny…gamoniowaty…obmierzły…pniaku!- kolejne uderzenia przerywały tylko przeklinania wściekłego drwala.
+
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">-Ty stary…durny…gamoniowaty…obmierzły…pniaku!- kolejne uderzenia przerywały tylko przeklinania wściekłego drwala. </span></p>
</span></p>
 
   
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">Wilson wytłumaczył sobie, że nie stanie się nic złego- „ot, tylko trochę wściekły facet w swoim zawodzie. Zmęczy się i wyładuję agresję, i w mig mu przejdzie, będzie lepiej sypiał.” Dlatego właśnie bohater nie było gotowy na to, co miało się przydarzyć.
+
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">Wilson wytłumaczył sobie, że nie stanie się nic złego- „ot, tylko trochę wściekły facet w swoim zawodzie. Zmęczy się i wyładuję agresję, i w mig mu przejdzie, będzie lepiej sypiał.” Dlatego właśnie bohater nie było gotowy na to, co miało się przydarzyć. </span></p>
</span></p>
 
   
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">Drzewo wreszcie poddało się i runęło na ziemię. Wraz z głuchym łomotem po lesie potoczył się stłumiony ryk. Drzewa wokoło zaczęły wydawać odgłosy, skrzypieć konarami i szeleścić liśćmi, mimo że wiatru tej nocy nie było. Woodie zauważył, że niektóre z nich, stojące najbliżej ognia, przybierały fioletowy kolor. Jakież przerażenie zdjęło Wilsona, kiedy rośliny nagle rozwarły paszcze i otworzyły pojedyncze oczy!
+
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">Drzewo wreszcie poddało się i runęło na ziemię. Wraz z głuchym łomotem po lesie potoczył się stłumiony ryk. Drzewa wokoło zaczęły wydawać odgłosy, skrzypieć konarami i szeleścić liśćmi, mimo że wiatru tej nocy nie było. Woodie zauważył, że niektóre z nich, stojące najbliżej ognia, przybierały fioletowy kolor. Jakież przerażenie zdjęło Wilsona, kiedy rośliny nagle rozwarły paszcze i otworzyły pojedyncze oczy! </span></p>
</span></p>
 
   
   
   
   
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">            Drzewa zaryczały i smagnęły trawę korzeniami, które na szczęście nie sięgały do ogniska. Ale potworne rośliny miały jeszcze jednego asa w rękawie- z ziemi zaczęły wyskakiwać małe fioletowe istotki, kształtem przypominające orzechy, i z krzykiem rzuciły się do ataku. Woodie wycofywał się do ogniska, podczas gdy drużyna wściekłych orzechowców („to określenie w jakiś sposób pasowało do nich”, pomyślał Wilson) dreptała za nim i podskakiwała, kłapiąc zębami i próbując ugryźć drwala. W pobliżu pozostałych drzew również pojawiły się potworki, wszystkie mające jeden cel- pozbyć się ścinających drzewa szkodników. Jednocześnie niebo powoli zaczęło jaśnieć, a na horyzoncie czystym od drzew pojawił się zarys słonecznej kuli. Orzechowce dopadły bohaterów i rozpętała się bitwa, w której jedna strona skakała i kąsała po kostkach, a druga odganiała się od natrętów włóczniami. Pojedyncze ugryzienia małych istot nie stanowiły problemu, ale gdy zebrały się w grupę, mogły z łatwością ich otoczyć i przeprowadzić natarcie, zagryzając bohaterów na śmierć. Dlatego cała potyczka polegała na maniakalnym bieganiu w te i we wte oraz pojedynczych atakach prosto w głowę potworków. Było to tym trudniejsze, że Woodie momentalnie tracił oddech i rezon do walki, i padał wykończony, więc Wilson musiał osłaniać go co krok, dopóki ten nie odzyska sił. Ogólnie jednak szala zwycięstw przechylała się w stronę dwójki większych wojowników. Gdy spora część drzewnych szkodników padła, reszta wycofała się i odbiegła do swoich macierzystych drzew, grzebiąc się w ziemi. Wstawał nowy dzień, wraz z promieniami Słońca potworne drzewa uspokajały się, oczy i paszcze powoli znikały, a liście przybierały swój zwyczajny kolor. Dwójka dżentelmenów odpoczywała przy dogasającym ogniu, ze świadomością że kolejny raz wychodzą zwycięsko z potyczki z wysłannikami wyspy (a może kogoś innego?). Oboje rozglądnęli się wokoło. Okolica, w jakiej przyszło im walczyć wyglądała naprawdę ciekawie i obiecująco, można by zostać tu na stałe, zwłaszcza że Wilson miał już plany co do systemów bezpieczeństwa ich nowego obozu. Trzeba tylko pozbyć się tego „wściekłego lasu”, ale na to był sposób- naukowiec przypomniał sobie ogniste strzałki, przy pomocy których stawił czoło Jeleniocyklopowi. Kiedy Wilson rozsiadł, się wygodniej żeby odsapnąć, jednocześnie myśląc o nadchodzących dniach, Woodie skorzystał z chwili spokoju i zawinął się w zużyty śpiwór. W ten sposób żaden z bohaterów nie zwrócił uwagi na misterny „deszczomierz”, którego wskazówka niebezpiecznie zbliżała się na pole z wizerunkiem wielkiej, deszczowej chmury.</span>
+
<p class="MsoNormal"><span style="font-size:12.0pt;mso-bidi-font-size:11.0pt; mso-bidi-font-family:Arial">            Drzewa zaryczały i smagnęły trawę korzeniami, które na szczęście nie sięgały do ogniska. Ale potworne rośliny miały jeszcze jednego asa w rękawie- z ziemi zaczęły wyskakiwać małe fioletowe istotki, kształtem przypominające orzechy, i z krzykiem rzuciły się do ataku. Woodie wycofywał się do ogniska, podczas gdy drużyna wściekłych orzechowców („to określenie w jakiś sposób pasowało do nich”, pomyślał Wilson) dreptała za nim i podskakiwała, kłapiąc zębami i próbując ugryźć drwala. W pobliżu pozostałych drzew również pojawiły się potworki, wszystkie mające jeden cel- pozbyć się ścinających drzewa szkodników. Jednocześnie niebo powoli zaczęło jaśnieć, a na horyzoncie czystym od drzew pojawił się zarys słonecznej kuli. Orzechowce dopadły bohaterów i rozpętała się bitwa, w której jedna strona skakała i kąsała po kostkach, a druga odganiała się od natrętów włóczniami. Pojedyncze ugryzienia małych istot nie stanowiły problemu, ale gdy zebrały się w grupę, mogły z łatwością ich otoczyć i przeprowadzić natarcie, zagryzając bohaterów na śmierć. Dlatego cała potyczka polegała na maniakalnym bieganiu w te i we wte oraz pojedynczych atakach prosto w głowę potworków. Było to tym trudniejsze, że Woodie momentalnie tracił oddech i rezon do walki, i padał wykończony, więc Wilson musiał osłaniać go co krok, dopóki ten nie odzyska sił. Ogólnie jednak szala zwycięstw przechylała się w stronę dwójki większych wojowników. Gdy spora część drzewnych szkodników padła, reszta wycofała się i odbiegła do swoich macierzystych drzew, grzebiąc się w ziemi. Wstawał nowy dzień, wraz z promieniami Słońca potworne drzewa uspokajały się, oczy i paszcze powoli znikały, a liście przybierały swój zwyczajny kolor. Dwójka dżentelmenów odpoczywała przy dogasającym ogniu, ze świadomością że kolejny raz wychodzą zwycięsko z potyczki z wysłannikami wyspy (a może kogoś innego?). Oboje rozglądnęli się wokoło. Okolica, w jakiej przyszło im walczyć wyglądała naprawdę ciekawie i obiecująco, można by zostać tu na stałe, zwłaszcza że Wilson miał już plany co do systemów bezpieczeństwa ich nowego obozu. Trzeba tylko pozbyć się tego „wściekłego lasu”, ale na to był sposób- naukowiec przypomniał sobie ogniste strzałki, przy pomocy których stawił czoło Jeleniocyklopowi. Kiedy Wilson rozsiadł, się wygodniej żeby odsapnąć, jednocześnie myśląc o nadchodzących dniach, Woodie skorzystał z chwili spokoju i zawinął się w zużyty śpiwór. W ten sposób żaden z bohaterów nie zwrócił uwagi na misterny „deszczomierz”, którego wskazówka niebezpiecznie zbliżała się na pole z wizerunkiem wielkiej, deszczowej chmury.</span></p>
</p>
 
 
[[Kategoria:Wpisy na blogach]]
 
[[Kategoria:Wpisy na blogach]]

Aktualna wersja na dzień 11:00, 23 sty 2015

Don’t Starve

Kronika dżentelmenów

Cz.3

„Wściekły las”

 

            -Co ty tam takiego znów tworzysz?- zapytał Woodie, z niemałym zaciekawieniem patrząc na fantazyjną machinę budowaną przez młodego naukowca.

-To, mój drogi, hmm… można by to nazwać… „deszczomierzem”.

-„Deszczomierz”…- drwal próbował nowe słowo.

-Zauważyłem, że tutejsze zjawiska mają ciekawe właściwości.- Wilson postanowił nakreślić całą sprawę przyjacielowi.- Otóż zazwyczaj można mniej lub bardziej dokładnie przewidzieć, kiedy nastąpią. Nazwałbym to magią, ale nie zwykłem wierzyć w takie bzdury. Ten sprytny wynalazek.- Nieskromnie kontynuował Wilson. –Bazując na próbkach pobieranych z powietrza i otoczenia, pozwoli nam określić, kiedy nastąpią kolejne opady deszczu. Powinno to działać analogicznie w czasie zimy.

–Niech ci będzie.- machnął dłonią Woodie, szczerze mówiąc i tak niewiele z tego rozumiejąc, i obrócił się na drugi bok, wtulając głowę trawiasty śpiwór. Wciąż miewał chwilę słabości po przebytym ataku potwora.

            Minęło trochę czasu od momentu, w którym dwójka dżentelmenów ratowała się ucieczką ze zniszczonego przez zimowego giganta obozu. Noce spędzali przy prymitywnych ogniskach, rozpalanych wszystkim, co udało im się zdobyć. Albo raczej, co udało się zdobyć Wilsonowi, ponieważ Woodie nie był zbyt zdolny do walki i pracy- cały obolały, ledwo mógł samodzielnie chodzić, a gdy już musiał gdzieś iść, natychmiast był w złym humorze. Parę razy na ich drodze napotkali nierozwinięte jeszcze pajęcze gniazda. Wtedy to Wilson brał sprawy w swoje ręce, i zostawiając przyjaciela w bezpiecznym miejscu przy cieple ogniska, za pomocą pułapek wyłapywał młode pająki, aby z ich gruczołów wytworzyć maść, idealnie nadającą się na ukojenie bólu i gojenie ran. Raz udało mu się nawet wypatrzyć gniazdo pszczół, które zniszczył, zdobywając miód o równie niezwykłych właściwościach leczniczych (przypłacając to jednak pożądlonym tyłkiem…). W ten oto sposób bohaterowie na nowo odnajdowali się w surowym świecie, a dzielny drwal Woodie wracał do pełni sił i dawnej formy.

            Ale pewnego wieczora dżentelmeni znów wpadli w kłopoty. Woodie był tego dnia niespokojny- calutki dzień spędził w śpiworze, wpatrując się w liściaste drzewa naokoło ich ogniska, bo, jak zwierzył się Wilsonowi, „jedno z nich pokazało mi język”. Młody naukowiec obawiał się, że to halucynacje, skutki uboczne ich gruczołowo- miodnej kuracji. Gdy słońce już zaszło, drwal nagle wstał z posłania, chwycił odpoczywającą na pieńku Lucy i ruszył w stronę najbliższego z nich.

-Hej! Woodie! A ciebie gdzie niesie?!- zakrzyknął Wilson.

-Zaraz wracam, tylko coś załatwię.- powiedział z gniewem w głosie.

Podszedł do sporego liściastego drzewa i zamachnął się raz, potem drugi, i trzeci. Słychać było głuche łupanie, a w blasku ognia trzęsła się korona drzewa.

-Ty stary…durny…gamoniowaty…obmierzły…pniaku!- kolejne uderzenia przerywały tylko przeklinania wściekłego drwala.

Wilson wytłumaczył sobie, że nie stanie się nic złego- „ot, tylko trochę wściekły facet w swoim zawodzie. Zmęczy się i wyładuję agresję, i w mig mu przejdzie, będzie lepiej sypiał.” Dlatego właśnie bohater nie było gotowy na to, co miało się przydarzyć.

Drzewo wreszcie poddało się i runęło na ziemię. Wraz z głuchym łomotem po lesie potoczył się stłumiony ryk. Drzewa wokoło zaczęły wydawać odgłosy, skrzypieć konarami i szeleścić liśćmi, mimo że wiatru tej nocy nie było. Woodie zauważył, że niektóre z nich, stojące najbliżej ognia, przybierały fioletowy kolor. Jakież przerażenie zdjęło Wilsona, kiedy rośliny nagle rozwarły paszcze i otworzyły pojedyncze oczy!



            Drzewa zaryczały i smagnęły trawę korzeniami, które na szczęście nie sięgały do ogniska. Ale potworne rośliny miały jeszcze jednego asa w rękawie- z ziemi zaczęły wyskakiwać małe fioletowe istotki, kształtem przypominające orzechy, i z krzykiem rzuciły się do ataku. Woodie wycofywał się do ogniska, podczas gdy drużyna wściekłych orzechowców („to określenie w jakiś sposób pasowało do nich”, pomyślał Wilson) dreptała za nim i podskakiwała, kłapiąc zębami i próbując ugryźć drwala. W pobliżu pozostałych drzew również pojawiły się potworki, wszystkie mające jeden cel- pozbyć się ścinających drzewa szkodników. Jednocześnie niebo powoli zaczęło jaśnieć, a na horyzoncie czystym od drzew pojawił się zarys słonecznej kuli. Orzechowce dopadły bohaterów i rozpętała się bitwa, w której jedna strona skakała i kąsała po kostkach, a druga odganiała się od natrętów włóczniami. Pojedyncze ugryzienia małych istot nie stanowiły problemu, ale gdy zebrały się w grupę, mogły z łatwością ich otoczyć i przeprowadzić natarcie, zagryzając bohaterów na śmierć. Dlatego cała potyczka polegała na maniakalnym bieganiu w te i we wte oraz pojedynczych atakach prosto w głowę potworków. Było to tym trudniejsze, że Woodie momentalnie tracił oddech i rezon do walki, i padał wykończony, więc Wilson musiał osłaniać go co krok, dopóki ten nie odzyska sił. Ogólnie jednak szala zwycięstw przechylała się w stronę dwójki większych wojowników. Gdy spora część drzewnych szkodników padła, reszta wycofała się i odbiegła do swoich macierzystych drzew, grzebiąc się w ziemi. Wstawał nowy dzień, wraz z promieniami Słońca potworne drzewa uspokajały się, oczy i paszcze powoli znikały, a liście przybierały swój zwyczajny kolor. Dwójka dżentelmenów odpoczywała przy dogasającym ogniu, ze świadomością że kolejny raz wychodzą zwycięsko z potyczki z wysłannikami wyspy (a może kogoś innego?). Oboje rozglądnęli się wokoło. Okolica, w jakiej przyszło im walczyć wyglądała naprawdę ciekawie i obiecująco, można by zostać tu na stałe, zwłaszcza że Wilson miał już plany co do systemów bezpieczeństwa ich nowego obozu. Trzeba tylko pozbyć się tego „wściekłego lasu”, ale na to był sposób- naukowiec przypomniał sobie ogniste strzałki, przy pomocy których stawił czoło Jeleniocyklopowi. Kiedy Wilson rozsiadł, się wygodniej żeby odsapnąć, jednocześnie myśląc o nadchodzących dniach, Woodie skorzystał z chwili spokoju i zawinął się w zużyty śpiwór. W ten sposób żaden z bohaterów nie zwrócił uwagi na misterny „deszczomierz”, którego wskazówka niebezpiecznie zbliżała się na pole z wizerunkiem wielkiej, deszczowej chmury.