Don’t Starve
Kronika dżentelmenów
Cz.5
„Ale tam głęboko!”
...I ciemno!- zakrzyknął Woodie, wpatrując się w głąb sporej dziury w ziemi.
-I właśnie to skłoniło cię do wyciągnięcia mnie z obozu w środku nocy?- Wilson nie wyglądał na szczególnie zafascynowanego znaleziskiem.
-A jeśli toto jutro zniknie, i tyle z tego będzie? Pomyśl no, co też tam może się kryć na dole…
-Zniknie?- pytająco spojrzał Wilson. – Dziura w ziemi tak po prostu rozpłynie się w powietrzu następnego dnia? Woodie tylko wzruszył ramionami. Naukowiec westchnął.
-Dobrze, słuchaj. Jutro z samego rana wybierzemy się tu po raz drugi. Przygotujemy się odpowiednio, zabierzemy zapasy, linę, może jakieś źródło światła i…
-Ale…- Woodie widocznie wątpił w ten plan.
-…I jestem pewien, że do tego czasu dziura nie zniknie.- skwitował Wilson, obrócił się na pięcie i ruszył w drogę powrotną do obozu. Cóż miał począć Woodie? Ruszył za przyjacielem, zachodząc w głowę, co też może się kryć na dnie dziury.
Całą sytuację z bezpiecznej odległości obserwował jegomość z bujnym wąsem i mocarnymi ramionami.
Są tutaj. Ktoś tu jest. Patrzą na mnie. Dziesiątki par oczu łypią zza zasłony czarnej nocy, cierpliwie czekając, aż zgaśnie światło. Aż przekroczę bezpieczną granicę i zanurzę się w ciemności. On nic sobie z tego nie robi. Ale on nic nie wie, nie jest na tyle uświadomiony tego, co tutaj się dzieje. Jestem tylko ja, tylko ja i Oni, obserwujący każdy mój krok, każdy ruch. Pełgające słabo światło pochodni. Czyja to ręka?!
-Hej, wszystko okej?- zagaił Woodie, klepiąc przyjaciela po ramieniu.
-Co?! A… tak, tak, jestem…zmęczony.
-Chodźmy. Do obozu już niedaleko.
Wciąż mnie obserwują. Białka ich oczu przerażają, zapowiadają coś strasznego. Z mroku wyłania się Ktoś, wysoki, z potarganą fryzurą. Zupełnie jak ja… Góruje nad nami, rzucając cień na obóz, i mruga ślepiami, wciąż patrząc.
Nagle słyszę muzykę. Rozstrojona, nierytmiczna pozytywka rozbrzmiewa w środku nocy. Obracam się, z ciemności wyłania się dłoń o szponiastych pazurach, zaciska palce nad ogniem, stłumiając jego płomień. Stłumiając ostatnią nadzieję.
-Precz! Wynoś się stąd!- zawrzeszczał nagle Woodie, podbiegając do ogniska i depcząc po ziemi w szale.
-Hej! Co się dzieje?! Ktoś tu jest?- zakrzyknął zaalarmowany Woodie.
Ale nikogo nie było.
-Ognisko przygasło.- stwierdził naukowiec z obłędem w oczach.
Drwal zaprowadził Wilsona z powrotem na dywan, i przygotował dla niego śpiwór. Zmęczony naukowiec migiem zasnął pod nakryciem żółtej trawy.
Poranek przywitał go krzątaniną drwala, który ślęczał nad maszyną naukową, rozmyślając.
-O, dzień dobry.- wyszczerzył się do przyjaciela.- Jak… się czujesz?
-Lepiej, dziękuje.- odparł Wilson.
-Zobacz, mam tu coś dla ciebie.- wesoło powiedział Woodie, nakładając na głowę naukowca gustowny ciemny cylinder.- Zachowasz dziarski umysł i pewność siebie.
Wilson odwzajemnił się uśmiechem.- No, to jak idą przygotowania do naszej eskapady w głąb ziemi?